Wesele w restauracji We Młynie w Mrągowie
Jako fotograf ślubny poznaję wiele wspaniałych par i ich historii. Czasami zdarzają się jednak ludzie, z którymi od razu łapię nić porozumienia i czuję, jakbym znała ich od dawna. Tacy, z którymi można konie kraść. To właśnie Marcelina i Kamil. Fotografia ślubna w Mrągowie, pokazująca ich piękną historię.
Z tą parą pierwszy raz spotkałam się dopiero podczas ich sesji narzeczeńskiej, na kilka miesięcy przed ślubem. Przyjechałam do nich, do Mrągowa i razem, w towarzystwie ich psiaków, wybraliśmy się na spacer na Górę Czterech Wiatrów. Podczas sesji Marcelina opowiadała mi o tym, jak się poznali i jakie są ich plany na ślub. A plany brzmiały naprawdę wspaniale! Kameralna ceremonia wyłącznie dla najbliższych i skromne przyjęcie w starym, odrestaurowanym młynie. Rzeczywistość okazała się jeszcze piękniejsza! Była prosta (i przepiękna!) koronkowa suknia w stylu boho, własnoręcznie wykonane dekoracje, stary samochód w kolorze butelkowej zieleni (no wow)! I wszystko, co można zamknąć w słowach „slow wedding”. Czyli spokój, radość, brak pośpiechu i miłość na każdym kroku.
I to jest świetne, ponieważ w weselu nie chodzi o kolory i motywy. Najważniejsze jest uczucie łączące dwojga ludzi, którzy świata poza sobą nie widzą i resztę życia chcą spędzić razem. I właśnie celebracja tego uczucia jest najważniejsza. Najlepiej z rodziną i najlepszymi przyjaciółmi. I psami rzecz jasna – bo to przyjaciele i rodzina w jednym. A te wszystkie piękne rzeczy, to jedynie dodatek. Choć samodzielnie wykonany słodki stół i drewniane ozdoby zawsze robią wrażenie.
Fotografia ślubna w Mrągowie
Po ceremonii zaślubin pojechaliśmy do restauracji We Młynie, zlokalizowanej niedaleko Mrągowa – w Warpunach. To pięknie odrestaurowane miejsce, wykończone ze stylem i posiadające wyjątkowy klimat. Całe w drewnie i oldschoolowych dodatkach. To idealne miejsce do stworzenia nowej historii.
Kilka dni po ślubie spotkaliśmy się na plenerze. Marcelina i Kamil dokładnie wiedzieli, czego chcą i zabrali mnie do ruin starego kościoła. Moja potrzeba przebywania wśród zieleni jednak wygrała i namówiłam ich również na kilka zdjęć w pobliskim, malutkim sadzie (bo przecież taka boho suknia potrzebuje roślinnej oprawy ;)). To jedne z moich ulubionych ujęć z tego roku, naturalne i pełne radości.